Jest taka książeczka dla dzieci „W moim brzuchu mieszka
jakieś zwierzątko” i jest zasadniczo o odczuwaniu głodu i sytości. Urocza i
rozczulająca historyjka.
No więc, ja też mam w swoim brzuchu zwierzątko. Obleśnego,
obrzydliwego pasożyta.
Nazywa się strach.
Strach mieszka w żołądku i ma macki, które rozpostarł w
każdy zakamarek przewodu pokarmowego. Szarpie nimi według swoich upodobań.
No więc szarpie za te macki wyciągnięte do gardła i nagle wysychają
usta i tak trudno ślinę przełknąć.
Szarpnie za inne – a toaleta staje się drugim domem.
Szarpnie kolejne – i już zamiast mózgu bulgocze różowa
galareta.
I miesza. I kręci.
Że nie umiesz, że nie dasz rady, że nie potrafisz, że się
nie nadajesz.
Że za trudne, że za daleko, że niemożliwe.
Że lepiej siedzieć cicho, bo może być gorzej.
Że nie warto ryzykować, bo się okaże, że nie ma w Tobie nic
dobrego, co myślałaś, że jest.
Że najlepiej niech zrobią to inni – bo oni wiedzą lepiej.
Niech oni zadecydują i wybiorą – bo ja taka głupia i taka
mała.
Zdumiewające jest, jak to możliwe tak pastwić się nad sobą. Gdybym
mogła popatrzeć na siebie z boku, poczułabym współczucie do tego zaszczutego
stworzenia i złość na tego nazistę, który tak bezwzględnie odbiera radość.
Gdybym mogła połknąć
pastylkę na pasożyty.
Żeby już wydalić go bezpowrotnie.
W terapii AA jest taka maksyma, mówiąca o tym, żeby zmienić co zmienić można, zaakceptować to, czego nie da się zmienić, i mądrość, by odróżnić jedno od drugiego.
No więc - nie da się usunąć, to może zaakceptować trzeba? Oswoić "aliena", by nie siał zniszczenia. Nakarmić? Napoić? Przytulić? Kto oswoił pasożyta i przemienił w zwierzątko - może jakieś doświadczenia do podzielenia? Inspiracje?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz