Jak wszystko w życiu, jedzenie posiada swoje drugie –
metafizyczne dno. Gdy podajemy posiłek, tym, na których nam zależy - wyrażamy także swoją troskę o nich.
I nieprawdą jest, że żołądek i serce to
organy silnie skorelowane tylko w organizmie mężczyzny.
Smak, zapach, wygląd, sposób podania. Wszystko
ma znaczenie.
Gdy przed nos głodnego płci obojętnej wjeżdża dymiący talerz podany
serdecznie i z troską – rodzi się wdzięczność. Wówczas nawet na kelnerów patrzy się przyjaźniej – choć to nie oni odpowiadają za jakość tego, co jemy.
Wyobrażam sobie, co mogli czuć ludzie epoki kamienia, gdy po
raz pierwszy udało im się zgrillować przyprawione mięso – musiał to być przełom
w ich życiu społecznym i kulturowym. Wprawdzie każda ich impreza odbywała się w
kuchni (a jak wiadomo – w kuchni zawsze są najlepsze imprezy), ale po tym
wydarzeniu nabrało to dalece głębszego znaczenia. Kuchnia wreszcie stała się kuchnią :)
Gdy siadam przy zastawionym stole, przychodzi mi do głowy, że taki obiad, to najbardziej wyrazisty obraz przekonania, że
świat - ten ożywiony i nieożywiony, ludzie, kultura i natura - WSZYSTKO jest ciągiem naczyń połączonych.
Nie ma upieczonego udka z kurczaka, bez stworzenia, które straciło
życie, by zaspokoić mój głód. Nie ma
soli bez procesów chemicznych, dzięki którym powstała.
Ani ognia, bez łącza
gazowego.
Ani obrusa bez małych rączek z Bangladeszu tkających go na potrzeby
świata Zachodu.
Nie ma ziemniaków bez rolnika i jego świadomości, czym i kiedy
swoje uprawy posypie…
Wdzięczność za posiłek – to wdzięczność do świata i jego mieszkańców za dar, bez którego nie moglibyśmy żyć.
Przez ręce i serce osoby, która przygotowała posiłek, płynie nieskończony strumień wysiłku i procesów naturalnych, energii świata, która "zaistniała" jedzenie na stole. Wszystkiego, co w świecie dobre i piękne i tego, co bolesne i niesprawiedliwe.
Pomyśl o tym, przy pierwszym kęsie.
Smacznego.