Od jakiegoś czasu do łask wróciły
tak zwane książki o przyrodzie – biologów, ekologów czy zoologów o życiu
wszystkiego, co człowiekiem nie jest. Poznajemy sekretne życie drzew, krów, kruków,
architektów świata zwierząt – mrówki, pszczoły i wszelkiej maści gniazdowniki.
I dobrze. Cieszę się niezmiernie,
bo zawsze ten świat nie-ludzki wydawał mi się fascynujący, przebogaty, różnorodny
i– choć okrutny – w jakimś sensie sprawiedliwy.
Natura daje, hojnie, w pełnym
bogactwie, natura kieruje i natura zabiera, co jej. Wszystko wraca. W rytmie
pór roku, cyklu życia. Na wszystko jest czas i miejsce. Żadne zwierzę nie stara
się być kimś innym niż jest. Żadne nie czuje się brzydsze niż inne. Jedno
uznaje zwierzchnictwo drugiego, ale gdy tamto osłabnie – silniejszy zajmie jego
miejsce – nie dlatego, że wreszcie będzie mógł spełnić swoje ambicje, ale
dlatego, by stado czuło się bezpieczne, wiedząc, że ma lidera, na którym można
polegać.
Owszem to pewne uproszczenie, bo można
mówić o walce o przekazanie genów, o wojnach o stada i o samice, o pożeraniu
młodych osobników i porzucaniu na pastwę losu chorych i starych. Zgoda, nadal
jest w tym wszystkim prąd życia. Oczywistość i niezwykłość.
Ale my tak nie robimy. My, ludzie
jesteśmy bardziej i lepiej. I mądrzej. I szlachetniej. I bardziej empatycznie. I
wielkość nasza ogromna od mórz aż po rzeki.
Korzystając z karty mieszkańca
Gdańska i tego, że Młody jest jeszcze na tyle młody, że cieszy się z czasu
spędzonego z mamą, wybraliśmy się do ZOO. Spacerując po ogrodzie – który zmienił
się naprawdę na korzyść dla zwierząt – trafiliśmy na siedzibę orangutanów.
Ogromne dwa rudzielce kiwały się leniwe na kratach, gdy jeden z nich postanowił
do nas podejść.
Wydawało mi się, że obserwował
mnie jakiś czas, że wybrał, choć gapiów takich jak ja przy ich wybiegu było
sporo. Powoli podszedł i zajrzał mi w oczy.
Patrzył na mnie człowiek. Taki
jak ja.
Tak mi się zrobiło wstyd i głupio
– za tych kłusowników, za handlarzy, za ludzi wycinających lasy… tak przykro,
za moją bierność i bezradność. Za śmiecenie i kupowanie jedzenia w plastiku, za
każdy przejaw niszczenia, psucia, zabierania naturze tego, co jej.
Gdzieś zapędziliśmy się w tym
naszym rozumieniu bycia odrębnym, wyjątkowym, lepszym gatunkiem niż wszystkie
inne. Dotknęło mnie to z całą mocą.
Przy klatce ze zwierzęciem zwanym
orangutanem.