Mądrość ciała i umysłu to podstawowa wartość człowieka, wprowadza harmonię i równowagę do naszego życia. Blog jest inspirowany praktyką Mindfulness'u, Jogi w ujęciu dawnych joginów, medytacji Zen, analizy bioenergetycznej Alexandra Lowena, metody Feldenkraisa, Intensywnej Krótkoterminowej Psychoterapii Dynamicznej ISTDP oraz innych inspirujących dróg łączących ciało i umysł.
31 marca 2018
Metoda FELDENKRAISA w Gdańsku
Metoda Feldenkraisa to praktyka rozwoju osobistego oraz metoda rehabilitacji ruchowej.
Opracowana przez dr. fizyki i inżyniera Moshe Feldenkraisa, jednego z pierwszych Europejczyków posiadających czarny pas w judo. Zainspirowany neurobiologią, wschodnimi sztukami walki oraz naturalnym ruchem dzieci i zwierząt Feldenkrais opracował kilkaset lekcji ruchowych. Każdy z nas może z nich korzystać samodzielnie, bez żadnego drogiego sprzętu, bez względu na wiek i kondycję fizyczną. Wystarczy ciekawość.
Najbliższy termin warsztatów w Gdańsku: 7-8 kwietnia 2018
Prowadzi Paweł Wójtowicz
To jak się ruszasz wpływa na to jak się czujesz, myślisz i działasz.
Na początku był ruch. Jako niemowlęta poruszamy głową, nogami, rękoma, krzyczymy, ssiemy. Nikt nas tego nie uczy, uczymy się sami, indywidualnie, spontanicznie. Potem uczymy się bardziej złożonych ruchów: przetaczamy się na bok, turlamy, pełzamy, raczkujemy, siadamy, wstajemy, chodzimy, biegamy. Podczas nauki nasz układ nerwowy rozwija się, tworzą się i wzmacniają połączenia między neuronami. Kształtują się podstawy naszego charakteru. Pojawiają się emocje, a później myśli i refleksje. Także intencje. Próbujemy zgodnie z nimi działać – chwycić upatrzoną zabawkę. Uczymy się kierować sobą.
więcej informacji: http://www.klinikastresu.com.pl/?page_id=3117
12 marca 2018
Co zrobić, by ucieszyć się na swój widok w lustrze?
Kilka bardzo subiektywnych refleksji po książce Malwiny Huńczak, Zaakceptuj siebie; O sile samowspółczucia.
Samowspółczucie. Cóż za dziwne
słowo – że się samemu, jak Zosia-samosia jest i że się nikogo nie potrzebuje!
Ot, tupnę nogą i samej sobie powspółczuję, a co!
I jeszcze trochę brzmi nieprzywoicie - że jest się
samemu sobie wystarczalnym. Człowiek pochyli się nad sobą samym i tak
litościwie, jak Matka Boska nie przymierzając – spojrzy na to ludzkie życiątko. Oj biedne biedne. Oj oj oj.
Brzmi tak niemęsko. Nie-dumnie. Tak… pogardliwie…
Tymczasem, jeśli odrzuci się cały
ten idiotyczny ciąg skojarzeń – rodzi się bardzo proste pytanie: jak to jest
możliwe, że wkładamy tyle starań w zadowolenie szefa, w szczęście dziecka, w
radość bliskich – dając tak dużo innym i zaniedbujemy dobrą relację z samym sobą?
Traktujemy sami siebie często jak
oczywistość – twór rozciągnięty w czasie posklejany tożsamością jak butaprenem ze swoimi myślami,
przeżyciami, doświadczeniami. Niestety ta oczywistość daleka jest od ideału. Nie
taka, nie do końca, nie bardzo.
Co zrobić, by ucieszyć się na swój widok w
lustrze? Jak tęsknić do czasu, który można spędzić z samemu ze sobą? Jak umieć odczuć
troskę i miłość do siebie – jak do swojego najlepszego przyjaciela? Jak życzyć
sobie jak najlepiej?
źródło |
Książka, którą podsunęła mi Efa*,
jest właśnie o tym.
I z jednej strony męczyłam się
okropnie, czytając ją – bo książka wydała mi się… nudna, i to absolutnie nie
dlatego, że z samoakceptacją nie mam żadnych problemów.
Definicje, polecenia z
podręczników psychologii, testy, które są oczywiste, rady, które irytują („Bądź
troskliwy dla siebie”, „Zauważaj i akceptuj trudne myśli” – gdybym potrafiła je
zaakceptować, pewnie nie potrzebowałabym takiego poradnika), szereg rzeczy,
które kazały mi się zastanawiać – właściwie dla kogo jest ta książka?
Czy jest to podręcznik? Poradnik?
Skrypt? Być może mój wewnętrzny krytyk kazał odbierać tę książkę jako suchą i
cholernie rzetelną opowieść o tym, jak to prosto jest zmienić swoje myślenie o
sobie. Trochę jak w amerykańskich
filmach – że jest źle, ale ktoś ci mówi, żebyś tego nie robił i już! pstryk! - jest
dobrze.
Z drugiej jednak strony, książka
ruszyła coś, co rosło i puchło we mnie od wielu lat. Jak można starać się
zadowalać innych, nie dbając o swoje zadowolenie, nie myśląc o sobie? I nie ma
to nic wspólnego z egocentryzmem, ale o zdrowej relacji ze swoim najlepszym przyjacielem – ze mną. I
za to i Efie, i autorce książki jestem ogromnie wdzięczna.
Nie wprowadzam jakiś specjalnie
rewolucyjnych zmian w swoim życiu, nie prowadzę dziennika współczucia, ale dzięki
przeczytaniu tej książki przychodzi mi do głowy, że może już najwyższy czas, by
mieć siebie po swojej stronie. I że nie ma co się obwiniać, oskarżać, mieć
wiecznie żal do siebie – jak skwaszona żona z pretensjami do nudnego męża.
Jest fajnie. Jestem fajna.
*a tak właściwie wydawnictwo Samo Sedno (przyp. Efa :-)
Subskrybuj:
Posty (Atom)