17 maja 2017

Nie ma na co czekać

Pani K. przyszła do biblioteki po długiej nieobecności. Zawsze brała fantastykę i z uśmiechem opowiadała o swoich kolejnych wizytach w szpitalach, o naświetlaniach i chemiach. Gdy odrosły jej włosy - śmiałyśmy się z jej loczków - jakby trwałą położyła. - Zupełnie jak nie moje - powiedziała wtedy.
Wczoraj zwróciła książkę - jakieś zapiski Pawlikowskiej z Japonii czy Zanzibaru. Oddała drążcymi rękoma.
Za trudna.
Nie rozumie.
Musi wracać do przeczytanego zdania dwa-trzy razy.
Chyba zrezygnuje.
Boli ją tu, a z tyłu okropnie. Nie pamięta nazw części ciała. I jeszcze lewa półkula. Że tam też się rzuciło.
Wcześniej myślała, że to przez leki. Że tak zamulają. Ale jest coraz gorzej.
Musi odejść z pracy, bo już się nie nadaje. Nie pamięta nazw - ma listę, i ona wisi, ale z klientkami nie może się dogadać. Bo nie rozumie, czego od niej oczekują - czy to ma być kok czy farbowanie.
Niech Pani nie rezygnuje - prosiłam. Dałam jej "Kroniki Narni: Lew, Czarownica i stara szafa". Ucieszyła się, bo pamięta film. Ten o dzieciach. Tak, weźmie, bo to może będzie łatwo, skoro jeszcze jest coś w pamięci.
Wzięła książkę. Na trzy miesiące. Bo wolno czyta.
Nie wie, co będzie.
W zaszklonych łzami oczach kryła się bezradność i strach.
Głupio tak płakać przy obcych. Nawet jeśli się umiera.
Uciekła spłoszona wejściem kolejnego czytelnika.

***
Przypomina mi się wystąpienie Jon Kabat Zina na jakiejś konferencji dedykowanej nauczaniu Mindfulnesu w szkołach.
Mówił o tym, żeby nie odkładać na później - że doświadczać życie można zacząć w każdej chwili. Właśnie TERAZ. Nie ma na co czekać.
Życie. Jest jedno. Jest krótkie. Jest zachwycające.
Innego nie będzie.
To truizmy, którymi karmieni jesteśmy od pierwszych lat.
I że wszyscy umrzemy - to niby też każdy wie. A jednak... zawsze towarzyszy nam poczucie nieśmiertelności. Sprawia, że godzimy się na tkwienie w martwych związkach, na jałową pracę, na nieustające kłótnie. Na bycie nieszczęśliwym, uzależnionym, zrozpaczonym. Bo potem będzie lepiej, bo czas leczy rany, bo jutro, w wakacje, na święta, za rok...

Po spotkaniu z Panią K. czuję się jakbym oberwała obuchem w głowę od Życia.
Że jestem zdrowa. Że przyszedł maj, że mam fantastycznych ludzi wokół siebie.
Że życie jest TERAZ.
I naprawdę, nie ma na co czekać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz